Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi majorus z miasteczka Jaworzno. Mam przejechane 74148.74 kilometrów w tym 197.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.76 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2015 button stats bikestats.pl

2014 button stats bikestats.pl

2013 button stats bikestats.pl

2012 button stats bikestats.pl

2011 button stats bikestats.pl Flag Counter

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy majorus.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
135.20 km 0.00 km teren
07:01 h 19.27 km/h:
Maks. pr.:65.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:560 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka

Passo dello Stelvio 2012 - dzień 22.

Niedziela, 5 sierpnia 2012 · dodano: 01.09.2012 | Komentarze 1

Tego dnia naszym głównym celem było dotarcie na Węgry. Pogoda jak zwykle ostatnio piękna. Wstajemy o 7:30 i o 8:30 już jedziemy w stronę Celje. Przejeżdżamy przez miasto i jedziemy dalej starą drogą. Trasa świetna. Praktycznie w ogóle nie ma ruchu samochodowego, po drodze kilka fajnych pagórków. Jednak im bliżej granicy węgierskiej, tym robi się bardziej płasko. Następnie udajemy się w kierunku miejscowości Ptuj, gdzie robimy sobie dłuższą przerwę na jedzenie. Dalsza droga dość nudna, płasko i nic ciekawego do zobaczenia. Na Węgry chcemy wjechać boczną drogą. Jest niedziela i jedyny problem jaki mamy jest z wodą. Wszystkie sklepy są pozamykane. Wreszcie udaje nam się znaleźć otwartą stację i tam nabieramy sobie wody do butelek z kranu. Jedziemy dalej. Tuż przed granicą dostrzegamy jakąś wioskę. Szybko decydujemy się tam poszukać noclegu, ponieważ nie mamy już ochoty na dłuższą jazdę. To okazuje się być jedną z najlepszych decyzji na całej wyprawie. Dojeżdżamy do pierwszego domu i pytamy dziadka o możliwość noclegu. Woła on swoją córkę Monikę, która mówi po angielsku, ale woli po niemiecku. Muszę sobie przypomnieć moje wyuczone zdanie, którego nie używałem od ponad tygodnia. Okazuje się, że nie ma problemu z rozłożeniem namiotu w ogrodzie. Podczas rozbijania przychodzi do nas Monika i proponuje piwo. Zaprasza nas do altanki, gdzie wypijamy zimnego radlera w jej towarzystwie rozmawiając trochę o naszej podróży. Po chwili przychodzi jej siostra Manuela i mówi, że łazienka jest już do naszej dyspozycji. Od razu idziemy się wykąpać. Po kąpieli na stole ląduje olbrzymi garnek pełny jakiejś zupy. Nie mam pojęcia co to było, ale była przepyszna. Pływało w niej dużo mięsa, kaszy. Ojciec dziewczyn zachęca nas do jedzenia kolejnych talerzy. Do tego dostajemy chleb i jakiś specjał słoweński podobny do chleba. Zjadamy po 2 talerze i w tym momencie dziewczyny pytają nas, czy chcielibyśmy kiełbasę. Nasza odpowiedź była oczywista, więc po chwili dostajemy po 2 duże kiełbasy domowej roboty, a do tego dużo papryki. Ledwo wszystko zjadamy. Wtedy pojawia się kolejne pytanie: „A lubicie może słodycze”. Zaczynamy się śmiać i mówimy, że lubimy. Nie trzeba było długo czekać na reakcję. Po chwili matka dziewczyn przynosi nam ogromny talerz świeżo upieczonego ciasta czekoladowo-kokosowego. Monika mówi nam, że na Słowenii jest taki zwyczaj, ze jak się czegoś nie zje, to oznacza, że nie smakowało. Nie mamy wyjścia i musimy wszystko zjeść. Olek szybko wymięka, więc sam opróżniam talerz. Po takim posiłku jesteśmy całkowicie pełni. A tu nagle przychodzi ojciec i mówi, że koniecznie musimy spróbować jego wina domowej roboty. Zostawia nam butelkę i odchodzi przynieść siana sarnom, które hoduje za płotem. Siedzimy z dziewczynami w altance, pijemy wino i rozmawiamy. Okazuje się, że Monika studiuje turystykę, a Manuela germanistykę. Trochę brakuje mi słów po niemiecku, ale dogadujemy się dość dobrze. Dziewczyny rozumieją angielski, więc często mówię w mieszaninie niemieckiego i angielskiego. Gdy tylko opróżnimy szklankę wina od razu dolewają nam kolejną. W efekcie wypijamy 3 litry wina. Czasem udaje się nam porozumieć także po polsku i słoweńsku. Opowiadamy o naszej podróży, odwiedzonych miejscach, poznanych ludziach. Dziewczyny przekazują nam kilka ciekawych informacji o Słowenii. Rozmawia się bardzo miło, jednak kiedyś trzeba iść spać. Zbieramy się koło północy. Koło namiotu dostrzegamy specjalnie przyniesione kołdry. Wkładam jedną pod karimatę – kolejna wygodna noc. To był zdecydowanie jeden z najlepszych noclegów na całej wyprawie.

Poranne pakowanie © Majorus


Pierwsze pagórki © Majorus


Robi się płasko © Majorus


Ale nudy... © Majorus


Lekkie urozmaicenie © Majorus


Nocleg u dziewczyn © Majorus


Sarny za płotem © Majorus


#lat=46.458936033698&lng=15.780730000001&zoom=10&maptype=ts_terrain


Komentarze
vanhelsing
| 14:54 sobota, 1 września 2012 | linkuj Manuela powiadasz... :D
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa gowdu
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]