Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi majorus z miasteczka Jaworzno. Mam przejechane 74148.74 kilometrów w tym 197.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.76 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2015 button stats bikestats.pl

2014 button stats bikestats.pl

2013 button stats bikestats.pl

2012 button stats bikestats.pl

2011 button stats bikestats.pl Flag Counter

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy majorus.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Passo dello Stelvio 2012

Dystans całkowity:2911.06 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:162:56
Średnia prędkość:17.87 km/h
Maksymalna prędkość:68.26 km/h
Suma podjazdów:24880 m
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:107.82 km i 6h 02m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
110.37 km 0.00 km teren
06:22 h 17.34 km/h:
Maks. pr.:63.34 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1770 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka

Passo dello Stelvio 2012 - dzień 8.

Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 22.08.2012 | Komentarze 0

Rano wstajemy i dla odmiany... pada deszcz. Decydujemy się poleżeć trochę dłużej w namiotach i dopiero o 8:00 zaczynamy się zwijać. O 9:00 już jesteśmy w drodze. Początkowo ścieżka bardzo mi się podoba. Prowadzi zboczem góry wzdłuż rzeki Enns. Z biegiem czasu staje się jednak bardzo męcząca. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ciągłe krótkie, ale bardzo strome podjazdy i zjazdy. Co chwilę nabieramy trochę wysokości, by za moment znowu zjechać w dół. Z jednej strony jedzie się bardzo dobrze, bo nie ma ruchu samochodowego, ale z drugiej taka jazda szybko powoduje ból nóg i narastające zmęczenie. Rozumiemy dlaczego profil tej ścieżki został określony przez Austriaków jako sportowy. Decydujemy się przejechać na drugą stronę rzeki, gdzie biegnie świetna krajówka, która została poprowadzona w bardziej przemyślany sposób i jest w miarę płaska. Ruch też jest niewielki. Robimy sobie przerwę na jedzenie na jednym z wielu Rastplatzów. Podczas postoju dopada nas krótka ulewa. Chcemy skrócić sobie trochę drogę i zjeżdżamy z głównej drogi. W St. Gallen uzupełniamy zapasy wody w źródełku i ładuję sobie przez chwilę telefon, który z niewyjaśnionych powodów rozładował mi się w jedną noc. Zaczynamy podjazd na pierwszą austriacką przełęcz Buchauer Sattel 861 m n.p.m. Podczas podjazdu znowu zaczyna padać. Przed zjazdem ubieram się w cieplejsze rzeczy i była to bardzo dobra decyzja. Na zjeździe jest dużo długich prostych, na których można trochę poszaleć. Wychodzi również słońce odsłaniając nam pierwsze alpejskie szczyty. Szybko docieramy do Liezen, gdzie ponownie wracamy na ścieżkę rowerową. Jednak z powodu dużych opadów deszczu często na naszej drodze pojawiają się mniejsze lub większe jeziora. Duże obszary są podtopione. Kawałek za miastem szukamy noclegu. Udaje się dość szybko. Starsza pani pyta się syna czy możemy się rozbić w ogródku i już za kilka chwil nasze namioty stoją na dość małym placyku pod orzechem. Syn wydawał się jednak być mało gościnny. Po chwili gdzieś pojechał, a matka od razu przybiegła i przyniosła nam herbatę. Za moment zjawił się jej mąż i zaczął ze mną rozmowę po niemiecku. Zaprosił nas do domu na pyszną zupę. Chętnie zjedliśmy po 2 talerze. W międzyczasie opowiadał nam (chociaż i tak tylko jak go rozumiałem) o swojej przeszłości. Pokazywał zdjęcia ze swoich lotów szybowcem i mówił o pracy przy budowie autostrady w Czechach. Po posiłku wyciągnął wielką walizkę obklejoną naklejkami i wyciągnął mapy wszystkich krajów, przez które wiodła nasza trasa. Musieliśmy mu pokazać dokładnie którędy będziemy jechać, co było dość trudne, ponieważ na jego mapach ciągle była Czechosłowacja, Jugosławia itd. Mogliśmy również skorzystać z łazienki i naładować elektronikę.

Duży ten scyzoryk © Majorus


Jeden z wielu podjazdów © Majorus


Oznakowanie wciąż idealne © Majorus


Brudna rzeka Enns © Majorus


Ścieżka malownicza, ale mecząca © Majorus


Przerwa na jedzenie © Majorus


Rynek w St. Gallen © Majorus


Uzupełniam braki energii © Majorus


Pojawiają się pierwsze szczyty © Majorus


Przełęcz zdobyta © Majorus


Czasem warto się zatrzymać i obejrzeć © Majorus


Wracamy na ścieżkę © Majorus


Chyba nie przejedziemy... © Majorus


Mało miejsca, ale jest jedzenie :) © Majorus




Dane wyjazdu:
130.52 km 0.00 km teren
07:09 h 18.25 km/h:
Maks. pr.:55.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:980 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka

Passo dello Stelvio 2012 - dzień 7.

Sobota, 21 lipca 2012 · dodano: 21.08.2012 | Komentarze 1

W nocy kilka razy budzą nas odgłosy deszczu. Wstajemy zatem pół godziny później, ponieważ nie ma sensu się nigdzie pchać w ulewę, tym bardziej, że mamy dach nad głową. Około 9:00 przestaje padać i ruszamy w drogę. Dość szybko Łukasz łapie gumę. Pogoda nie zachęca do jazdy – jest zimno i co chwile kropi. Dodatkowo jazda nad Dunajem zaczyna nas już troszkę nudzić. Cały czas tylko rzeka, drzewa i pola kukurydzy. W Wallsee zostaliśmy zmuszeni do zrobienia krótkiego postoju, ponieważ droga była zamknięta ze względu na rozgrywany w mieście triathlon. Na szczęście była to już końcówka zawodów i nie musieliśmy czekać długo. Docieramy do miasteczka Enns, gdzie robimy duże zakupy, ponieważ następnego dnia wszystkie sklepy będą zamknięte (niedziela). Tam też opuszczamy Dunaj, z którym spotkamy się ponownie dopiero za prawie 3 tygodnie. Wjeżdżamy na kolejną ścieżkę rowerową, tym razem Ennstalradweg. Jest ona zdecydowanie mniej monotonna, mimo że też biegnie nad rzeką. Częściej jednak przecina malownicze wioski, które zachwycają nas szczególną czystością i charakterystyczną Austriacką dokładnością. Pojawiają się też pojedyncze pagórki. Pod wieczór wyraźnie poprawia się pogoda, robi się ciepło i słonecznie. W Steyr jednak gubimy drogę. Nie chce się nam wracać 3 km po płaskim i decydujemy się przejechać na skróty przez górę. Jak to zwykle bywa ze skrótami, zajmuje nam to bardzo dużo czasu. Podjazd nie jest jakoś bardzo długi, ale za to strasznie stromy i pokonywany w pełnym słońcu. Na górze chwilę czekamy na Łukasza, który prowadził rower. Zjeżdżamy do doliny i wracamy na ścieżkę. Zajeżdżamy do wielkiego domu otoczonego polami i próbujemy znaleźć nocleg. Ze środka wychodzi jakaś starsza pani i przez 10 minut coś do mnie mówi. Właściwie nic nie zrozumiałem z jej monologu, ale starałem się zachować pozory, że wszystko rozumiem. Dowiedziałem się tylko, że nie możemy się rozbić koło domu i musimy jechać dalej. Następna próba zakończyła się sukcesem. Mogliśmy rozbić się w ogródku, a dodatkowo dostaliśmy kilka jabłek, wielki baniak z wodą i dobre austriackie piwo.

W oczekiwaniu na poprawę pogody © Majorus


Znowu pada... © Majorus


Pojawiają się pagórki © Majorus


Poziom wody jest bardzo wysoki © Majorus


Nad Dunajem ciężko się zgubić © Majorus


Dla odmiany pole kukurydzy © Majorus


Mijamy piękne wioski © Majorus


Robimy zakupy na 2 dni © Majorus


Ten podjazd kosztował nas trochę sił © Majorus


Wieczorne gotowanie © Majorus


Nocleg u miłego Austriaka © Majorus




Dane wyjazdu:
112.27 km 0.00 km teren
06:20 h 17.73 km/h:
Maks. pr.:35.83 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:310 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka

Passo dello Stelvio 2012 - dzień 6.

Piątek, 20 lipca 2012 · dodano: 21.08.2012 | Komentarze 0

Rano budzimy się już standardowo o 7:00. Pogoda nie zachęca szczególnie do jazdy. Niebo jest mocno zachmurzone. Szybko się jednak zwijamy i o 8:30 ruszamy w drogę. Zaczyna się właściwa część ścieżki naddunajskiej. Szybko dojeżdżamy do miasta Tulln, które jest mi dobrze znane, ponieważ co roku przejeżdżam przez nie w drodze na narty do Austrii. Nigdy jednak nie myślałem, że kiedyś dotrę tam na rowerze. Ścieżka początkowo jest dość monotonna. Cały czas wiedzie nad brzegiem Dunaju i tylko od czasu do czasu odbija trochę w bok w kierunku pól kukurydzy i małych wiosek. Ruch na trasie dość spory. W kierunku Wiednia ciągną całe tłumy rowerzystów i już po kilku minutach boli głowa od ciągłego pozdrawiania a powtarzanie „halo” zaczyna powoli nużyć. Po 60 km decydujemy się przejechać na drugą stronę rzeki i wjechać do miejscowości Krems. Tam też robimy zakupy i mamy przerwę na jedzenie. Za miastem zmienia się krajobraz. Dookoła pojawiają się małe pagórki, a ścieżka prowadzi przez liczne winnice. Plantacje winogron są rozdzielone małymi, klimatycznymi wioskami, przez które również przejeżdżamy. Cały ten region słynie z moreli. W wioskach można kupić morele w każdej postaci. Korzystamy z okazji jaką stwarzają przydrożne sady i zrywamy sobie kilka owoców. Kawałek dalej zaczyna padać. Deszcz przeczekujemy za jedną z wiosek pod drzewami z pięknym widokiem na rzekę. Powoli zaczynamy się przyzwyczajać do codziennych opadów. Po chwili ruszamy dalej, jednak za moment znowu mamy przerwę, bo Olo łapie gumę. Szybka wymiana i dojeżdżamy do Melku. Za miastem zaczynamy szukać noclegu. Początkowo nic nie udaje się znaleźć. Sytuację pogarsza padający deszcz. Wreszcie jedna kobieta pozwala się nam rozbić na polu koło jej domu. W tym momencie ulewa się wzmaga. Uwijamy się jak w ukropie, żeby nie zmoczyło nam sypialni w namiocie. Gdy już się rozbiliśmy przychodzi gospodyni i oferuje nam nocleg w szopie. Zgadzamy się od razu. Biegiem przenosimy namioty i wszystkie rzeczy we wskazane miejsce. Szopa jest ogromna. Znajduje się w niej bardzo dużo dziwnych maszyn, których zastosowania nie możemy się domyślić. Oprócz tego stoi ciągnik, kilka motorów i pełno rowerów. Mamy możliwość wysuszenia przemoczonych ubrań i podładowania elektroniki. Po chwili przychodzi do nas jakiś mężczyzna z koszem, w którym są 3 termosy z herbatą i butelka domowej roboty „Medizin”, którą wieczorem chętnie opróżniamy z Olem. Dodatkowo mamy dostęp do prysznica przy saunie w domu naszych gospodarzy.

Jeden z wielu pomników w Tulln © Majorus


Ten most dobrze pamietam z zimowych wyjazdów © Majorus


Chwila przerwy nad Dunajem © Majorus


Jedno z nielicznych wspólnych zdjęć © Majorus


Takich wiosek było bardzo dużo © Majorus


Dunaj ciągle z nami © Majorus


Pojawiają się pierwsze winnice © Majorus


Kilka udało się zerwać, były przepyszne © Majorus


Znowu pada... © Majorus


Pałac w Melku © Majorus


Komfortowe warunki w szopie © Majorus


Jedzenie i buteleczka Medizin © Majorus


Miałem wielką ochotę na nim pojeździć © Majorus


Szopa była faktycznie duża © Majorus




Dane wyjazdu:
102.21 km 0.00 km teren
06:08 h 16.66 km/h:
Maks. pr.:51.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:520 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka

Passo dello Stelvio 2012 - dzień 5.

Czwartek, 19 lipca 2012 · dodano: 20.08.2012 | Komentarze 1

Rano o 7:00 budzą nas krzyki, które na szczęście nie są skierowane w naszą stronę. Szybko jemy śniadanie i w efekcie już o 8:20 jedziemy drogą w stronę Wiednia. Duży ruch i przeszkadzający wiatr skutecznie utrudniają jazdę. Z Olem próbujemy skręcić na ścieżkę rowerową, jednak nie jest napisane dokąd ona prowadzi i niepotrzebnie nadkładamy trochę kilometrów odjeżdżając od głównej drogi. Po drodze zatrzymujemy się i robimy pierwsze pranie na wyprawie. Z każdą godziną robi się coraz cieplej i upał zaczyna powoli mocno doskwierać. Wiemy, że droga, którą jedziemy przed Wiedniem zmienia się w autostradę, ale udaje się nam wjechać na starą krajówkę nr 7. Droga jest całkowicie pusta i jedzie się bardzo przyjemnie. Przed stolicą trafiamy na ścieżkę rowerową. Do miasta wjeżdżamy specjalnym mostem przeznaczonym tylko dla rowerzystów. Całe miasto jest świetne do zwiedzania na rowerze. Świetna infrastruktura, masa ścieżek i doskonałe oznakowanie bardzo ułatwiają poruszanie się po mieście. Początkowo udajemy się do jednego z wielu parków, gdzie robimy dość długą przerwę i przeczekujemy największy upał. Mamy plan Wiednia i łatwo ustalamy trasę zwiedzania. Przejeżdżamy od jednego budynku do drugiego i odwiedzamy większość głównych atrakcji Wiednia. W mieście spędzamy około 3-4 godziny. Wyjeżdżając ze stolicy szybko trafiamy na ścieżkę nad Dunajem, którą od tego miejsca pojedziemy ponad 200 km. Robimy zakupy w Hoferze i tam dopada nas straszna ulewa, którą przeczekujemy pod dachem. Pada dosyć długo, ale wreszcie ruszamy dalej i zaczynamy szukać noclegu. W pierwszym domu gospodarz odmawia ze względu na małe dziecko jednak wyciąga rower i każe mi jechać za nim. Po 400 m zatrzymujemy się przed domem i wychodzi do nas starszy pan. Po chwili zastanowienia on też wsiada na rower i zaprowadza nas do domków działkowych. Pozwala nam rozbić namioty obok pustego domku. Pokazuje nam gdzie jest łazienka. Mamy dostęp do prysznica, a wieczorem chowamy się pod domkiem przed deszczem.

Pusta krajówka w stronę Wiednia © Majorus


Suszenie prania © Majorus


Most tylko dla rowerzystów, obok zwykła droga © Majorus


Opera w Wiedniu © Majorus


Pod pałacem © Majorus


Ogrody w Wiedniu © Majorus


Charakterystyczny budynek parlamentu © Majorus


Wiedeński teatr © Majorus



Centrum Wiednia © Majorus


Katedra św. Stefana © Majorus


Charakterystyczne lwy przy wyjeździe z Wiednia © Majorus


Po ulewie pojawiła się świetna tęcza © Majorus


Obok tego domku rozstawiliśmy namioty © Majorus





Dane wyjazdu:
151.21 km 0.00 km teren
08:08 h 18.59 km/h:
Maks. pr.:50.63 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:990 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka

Passo dello Stelvio 2012 - dzień 4.

Środa, 18 lipca 2012 · dodano: 19.08.2012 | Komentarze 1

Rano budzimy się o 7:00. Niebo całkowicie zachmurzone i w każdej chwili może zacząć padać. Mamy jednak nadzieję, że będziemy mieć trochę więcej szczęście niż wczoraj. Szybko jemy śniadanie, zwijamy namioty, pakujemy wszystkie rzeczy i o 8:30 ruszamy w drogę. Na początek mamy do pokonania dość stromy i długi podjazd do Hartinkova. Na trasie są wymalowane różne znaki, które świadczą, że jedziemy trasą jakiegoś wyścigu. Pierwszy przekraczam linię premii górskiej i jakiś czas czekam na chłopaków. Początkowo droga jest bardzo pagórkowata. Krótkie 12% podjazdy są na porządku dziennym. Cały czas jedziemy góra-dół. Przejeżdżamy przez liczne malownicze wioski i pola słoneczników. Postanawiamy ominąć Brno, jednak w Blansku źle skręcamy i musimy nadrobić trochę drogi, a dodatkowo pokonać przełęcz. Na niektórych pagórkach Łukasz ma spore problemy i musi pchać rower ze względu na źle przystosowane do wyjazdu w góry przełożenia. Za jednym 14% podjazdem robię przerwę i po chwili dociera do mnie Olo. Czekamy na Łukasza, ale po paru minutach zaczynamy się niepokoić, ponieważ nigdzie go nie widać. Próbujemy się do niego dodzwonić, ale nie odbiera telefonu. Czekamy już ponad pól godziny i jesteśmy pewni, że musiał pojechać inną drogą. Prawie po godzinie wreszcie odbiera telefon i okazuje się, że już wjechał do Brna, czyli ma nad nami ok. 20km przewagi. Umawiamy się, że poczeka na nas we wsi za Brnem. Nie tracąc dalej czasu na szukanie objazdu miasta wjeżdżamy na świetną ścieżkę w kierunku Brna. Co prawda jest ona szutrowa, ale nawet z sakwami jedzie się bardzo dobrze. Ze wzgórza roztacza się piękna panorama miasta. Wjeżdżamy do centrum w godzinach szczytu. Jest straszny ruch i jedzie się okropnie. Staramy się jak najkrótszą drogą wyjechać z miasta. Za Brnem zjeżdżamy z głównej drogi i przemierzamy małe wioski i plantacje winogron. Robi się bardzo ładna pogoda, słońce mocno grzeje. Dojeżdżamy do wsi, w której byliśmy umówieni z Łukaszem. Dopiero za którymś razem udaje się nam do niego dodzwonić. Okazuje się, że postanowił sam pojechać dalej i jest już w Mikulovie. Trochę nas to zdenerwowało, bo mieliśmy już przejechane 130km i nie bardzo chciało się nam jechać dalej. Wsiadamy jednak na rowery i główną drogą jedziemy w stronę granicy. Droga jest dość ruchliwa, ale ma szerokie pobocze. Po drodze mijamy kilka ładnych stawów i po jakimś czasie dojeżdżamy do Mikulova, gdzie wydajemy resztę koron. Przekraczamy granicę z Austrią i zaczynamy szukać noclegu. Pierwszy raz mam szansę spróbować dogadać się po niemiecku. W miasteczku się nie udaje, więc wyjeżdżamy z niego i kierujemy się w stronę lasu. Tam spotykamy mężczyznę, który mówi, że tutaj niebezpiecznie jest spać ze względu na myśliwych. Wysyła nas na drugą stronę drogi, gdzie rozbijamy się na wzgórzu tuż obok plantacji winogron. Robimy kolację, którą popijamy czeskim piwem i szybko kładziemy się spać.

Poranne pakowanie © Majorus


Premia górska © Majorus


Początek trasy był mocno pofalowany © Majorus


Słoneczniki prawie jak na Węgrzech © Majorus



Tutaj faktycznie było stromo © Majorus




Takich wiosek mijaliśmy sporo. © Majorus



Ruchliwa, ale ładna droga do Mikulova © Majorus


Z zamkiem w Mikulovie © Majorus


Wjeżdżamy do Austrii © Majorus


Nocleg wśród winogron © Majorus


Trzeba uzupełnić płyny © Majorus


#lat=49.227398510333&lng=16.67916&zoom=9&maptype=ts_terrain

Dane wyjazdu:
91.96 km 0.00 km teren
04:46 h 19.29 km/h:
Maks. pr.:48.82 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:830 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka

Passo dello Stelvio 2012 - dzień 3.

Wtorek, 17 lipca 2012 · dodano: 15.08.2012 | Komentarze 0

Budzimy się o 7:00 i od razu słyszymy, że pogoda jest kiepska. Mocno pada deszcz, więc postanawiamy czekać w namiocie na poprawę pogody. Po 2 godzinach bezczynnego siedzenia w namiocie zaczynam się już trochę denerwować. Wraz z Olem idziemy do kuchni campingowej i tam studiujemy mapy oraz co chwilę spoglądamy w niebo. Wygląda na to, że zaczyna się lekko przejaśniać. Cały czas jednak jest lekka mżawka. Decydujemy się jeszcze trochę poczekać. Po jakimś czasie przestaje padać i po 11:00 ruszamy w kierunku Jesenika. W mieście robimy zakupy (m.in 750g choco cremu :)). Zaczynamy podjazd na pierwszą większą przełęcz na naszej trasie Cervenohorske Sedlo 1013 m n.p.m. Początek jest bardzo łagodny i jedzie się bardzo dobrze. Szybko jednak zaczyna padać. Początkowo jest to mała mżawka, więc jadę dalej. Za chwilę zaczyna się prawdziwa ulewa. Po chwili jestem całkowicie przemoczony. Decyduję się zatrzymać w lesie i trochę przeczekać pod drzewami. Za moment dociera do mnie Olo. Razem dość długo chronimy się w lesie. Robi się bardzo zimno. Gdy trochę przestaje padać ruszamy dalej i okazuje się, że 200m za naszą kryjówką była porządna i sucha wiata. W niej czekamy na Łukasza i robimy kanapki. Ruszamy dalej i w końcu docieramy na nasz pierwszy szczyt. Kilka zdjęć i ruszamy w dół. Na zjeździe jest bardzo zimno. Zaczyna się kolejna ulewa, którą przeczekujemy na malutkiej stacji kolejowej. Mimo wielu warstw ubrań trzęsiemy się z zimna. Spędzamy tam dość dużo czasu oczekując na poprawę pogody. Po jakimś czasie zaczyna się przejaśniać i ruszamy. Z każdym kilometrem pogoda się poprawia i po jakimś czasie robi się bardzo ciepło i świeci piękne słońce. Decydujemy się jechać dalej. Wieczorem zjeżdżamy z głównej drogi i wjeżdżamy w piękną dolinkę. Tam postanawiamy rozbić namioty na wielkim polu. Nasz pierwszy nocleg na dziko.

Przed podjazdem na przełęcz © Majorus


W dolinie świeci słońce, a u nas pada © Majorus


Pierwsza przełęcz zdobyta © Majorus


Pogoda zdecydowanie się poprawia © Majorus


Pagórki za Mohelnicami © Majorus


Wjeżdżamy w piękną dolinę © Majorus


Zamek koło Bouzova © Majorus


Zbliżenie na zamek © Majorus


Nocleg na polu © Majorus


#lat=49.96395539764&lng=17.02259&zoom=10&maptype=ts_terrain

Dane wyjazdu:
81.48 km 0.00 km teren
04:15 h 19.17 km/h:
Maks. pr.:51.58 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:590 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka

Passo dello Stelvio 2012 - dzień 2.

Poniedziałek, 16 lipca 2012 · dodano: 14.08.2012 | Komentarze 6

Rano budzimy się wcześnie, bo już o 7:00. Śniadanie tak samo obfite jak wczorajsza kolacja. Dostajemy pyszną jajecznicę. Cały stół jest zastawiony chlebem, szynką, serem, pomidorami, ogórkami i wszystkim, co tylko moglibyśmy sobie wymarzyć. Jemy z wielkim apetytem. Robimy sobie wspólne zdjęcie z gospodarzem i zaczynamy się pakować. Cały czas towarzyszą nam 2 małe kotki. Ciężko nam opuścić ten dom, w którym zostaliśmy tak świetnie przyjęci. Wyjeżdżamy o 8:30. Bezchmurne niebo sprawia, że mamy bardzo dobre humory. Dość szybko docieramy do Ziębic, gdzie robimy pierwsze zakupy. Tam tez dopada nas pierwsza tego dnia ulewa, którą przeczekujemy pod marketem. Szybko jednak przechodzi i możemy ruszyć w dalszą drogę. Nie udaje się nam daleko zajechać. W ostatniej chwili chowamy się w klatce schodowej przydrożnego domu i przeczekujemy burzę. Po chwili już kręcimy dalej. W Paczkowie zatrzymujemy się na stacji na krótki posiłek. Okazuje się to być dobrą decyzją, ponieważ znowu zaczyna padać, a my przynajmniej mamy się gdzie schować. Za moment ruszamy w stronę granic z Czechami. Widzimy kolejną ulewę zmierzającą w naszym kierunku. Krótki postój na granicy i pędzimy ile sił w nogach do pobliskiej wioski, gdzie chowamy się w restauracji przed kolejną tego dnia ulewą. Ten ciągły deszcz dość mocno nas denerwuje. Ruszamy dalej, ale znowu zaczyna padać. W Javorniku przeczekujemy deszcz na przystanku autobusowym. Tego dnia nie było nam dane zajechać daleko. Ledwo przestało padać i ruszyliśmy w drogę dopadała nas kolejna ulewa, dobrze, że przystanki autobusowe są zadaszone :)
Pod wieczór pogoda wyraźnie się poprawia i wreszcie możemy jechać spokojnie. Wychodzi nawet słońce. Pokonujemy bardzo fajny podjazd w Vapennej. Decydujemy się spędzić noc na campingu (był dość tani, bo ok 13 zł), ponieważ przed nami jest dość wysoka przełęcz, a dalej zaczyna się park narodowy. Pierwszy raz gotujemy makaron z sosem pomidorowym, który stanie się podstawą naszego wyżywienia przez najbliższy miesiąc.

Poranek w ogrodzie © Majorus


Wspólne zdjęcie z gospodarzem © Majorus


Kotek był bardzo ciekawski © Majorus


Droga do Ziębic © Majorus


Ulewa przeczekana w domu © Majorus


Pierwszy podjazd na trasie © Majorus


Postój na stacji © Majorus


Nasza pierwsza granica © Majorus


Jeden z wielu odwiedzonych przystanków © Majorus


Podjazd w Vapennej © Majorus


Jeszcze moment i będzie gotowe :) © Majorus


#lat=50.436073657913&lng=17.114617402344&zoom=10&maptype=ts_terrain

Dane wyjazdu:
42.29 km 0.00 km teren
02:09 h 19.67 km/h:
Maks. pr.:27.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 40 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka

Passo dello Stelvio 2012 - dzień 1.

Niedziela, 15 lipca 2012 · dodano: 12.08.2012 | Komentarze 3

Naszą wyprawę zaczęliśmy we Wrocławiu na dworcu głównym. Ja do Wrocławia przyjechałem już dzień wcześniej samochodem i spałem u mojej matki chrzestnej. Z dworca wyruszyliśmy dopiero ok. godziny 16:30. Mieliśmy zapewniony nocleg u znajomego taty w Strzelinie. Już w drodze na dworzec zaczął padać lekki deszcz. Na szczęście szybko przestał i gdy ruszyliśmy pogoda była dość dobra. Wyjazd z miasta poszedł dość sprawnie. Następnie droga prowadziła głównie przez pola. Jechało się bardzo dobrze. W Strzelinie robimy pierwsze małe zakupy. Dojeżdżamy na podany adres w Strzelinie, gdzie spotykamy się z bardzo miłym przyjęciem. Szybko rozstawiamy namioty w dużym ogródku i zostajemy zaproszeni na kolację. Dostajemy pyszne kotlety z ziemniakami, do tego sałatkę i rosół. Mamy również możliwość skorzystania z łazienki. Wieczorem dość długo siedzimy na tarasie z gospodarzem. Popijamy piwo i rozmawiamy o naszych planach, pokazujemy zaplanowaną trasę. Spać idziemy dopiero koło 23:30.

Ostatnie chwile przed wyjazdem © Majorus


Spotkanie na dworcu © Majorus