Info

Więcej o mnie.
2015

2014

2013

2012

2011


Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień1 - 0
- 2023, Listopad3 - 0
- 2023, Październik5 - 0
- 2023, Wrzesień2 - 0
- 2023, Sierpień1 - 0
- 2023, Lipiec3 - 0
- 2023, Czerwiec3 - 0
- 2023, Maj5 - 0
- 2023, Kwiecień5 - 0
- 2023, Marzec1 - 0
- 2023, Luty2 - 0
- 2023, Styczeń1 - 0
- 2022, Listopad2 - 0
- 2022, Październik5 - 0
- 2022, Wrzesień1 - 0
- 2022, Sierpień3 - 0
- 2022, Lipiec3 - 0
- 2022, Czerwiec3 - 0
- 2022, Maj7 - 0
- 2022, Kwiecień3 - 0
- 2022, Luty1 - 0
- 2021, Grudzień2 - 0
- 2021, Listopad1 - 0
- 2021, Październik5 - 0
- 2021, Wrzesień2 - 0
- 2021, Sierpień4 - 0
- 2021, Lipiec2 - 0
- 2021, Czerwiec8 - 0
- 2021, Maj6 - 0
- 2021, Kwiecień5 - 0
- 2021, Marzec2 - 0
- 2021, Luty1 - 0
- 2020, Wrzesień1 - 0
- 2020, Lipiec2 - 0
- 2020, Czerwiec1 - 0
- 2020, Maj5 - 0
- 2020, Marzec2 - 0
- 2020, Luty1 - 0
- 2020, Styczeń4 - 0
- 2019, Grudzień2 - 0
- 2019, Październik1 - 0
- 2019, Wrzesień2 - 0
- 2019, Czerwiec1 - 0
- 2019, Maj1 - 0
- 2019, Styczeń3 - 0
- 2018, Grudzień4 - 0
- 2018, Listopad1 - 0
- 2018, Wrzesień4 - 0
- 2018, Sierpień4 - 0
- 2018, Lipiec12 - 0
- 2018, Czerwiec4 - 0
- 2018, Maj1 - 0
- 2018, Kwiecień6 - 0
- 2018, Marzec6 - 0
- 2018, Luty2 - 2
- 2017, Grudzień2 - 0
- 2017, Listopad5 - 0
- 2017, Październik6 - 0
- 2017, Wrzesień4 - 0
- 2017, Sierpień14 - 0
- 2017, Lipiec17 - 0
- 2017, Czerwiec14 - 0
- 2017, Maj12 - 0
- 2017, Kwiecień7 - 0
- 2017, Marzec2 - 0
- 2017, Luty4 - 0
- 2017, Styczeń1 - 0
- 2016, Sierpień2 - 0
- 2016, Lipiec6 - 0
- 2016, Czerwiec6 - 0
- 2016, Maj4 - 0
- 2016, Kwiecień5 - 0
- 2016, Marzec9 - 7
- 2015, Grudzień1 - 1
- 2015, Listopad9 - 0
- 2015, Październik15 - 1
- 2015, Wrzesień7 - 0
- 2015, Sierpień14 - 3
- 2015, Lipiec6 - 1
- 2015, Czerwiec12 - 5
- 2015, Maj13 - 1
- 2015, Kwiecień10 - 0
- 2015, Marzec13 - 2
- 2015, Styczeń2 - 0
- 2014, Grudzień5 - 2
- 2014, Listopad12 - 0
- 2014, Październik14 - 3
- 2014, Wrzesień6 - 4
- 2014, Sierpień27 - 5
- 2014, Lipiec25 - 7
- 2014, Czerwiec12 - 2
- 2014, Maj12 - 3
- 2014, Kwiecień14 - 7
- 2014, Marzec13 - 6
- 2014, Luty4 - 3
- 2014, Styczeń4 - 1
- 2013, Grudzień6 - 1
- 2013, Listopad8 - 1
- 2013, Październik20 - 2
- 2013, Wrzesień7 - 1
- 2013, Sierpień21 - 11
- 2013, Lipiec29 - 28
- 2013, Czerwiec15 - 13
- 2013, Maj17 - 7
- 2013, Kwiecień18 - 4
- 2013, Marzec4 - 8
- 2013, Luty2 - 1
- 2013, Styczeń2 - 1
- 2012, Grudzień3 - 4
- 2012, Listopad14 - 17
- 2012, Październik20 - 28
- 2012, Wrzesień19 - 25
- 2012, Sierpień24 - 18
- 2012, Lipiec30 - 45
- 2012, Czerwiec12 - 3
- 2012, Maj19 - 14
- 2012, Kwiecień21 - 8
- 2012, Marzec18 - 0
- 2011, Grudzień1 - 0
- 2011, Listopad14 - 0
- 2011, Październik17 - 0
- 2011, Wrzesień28 - 2
- 2011, Sierpień17 - 0
- 2011, Lipiec4 - 0
- 2011, Czerwiec18 - 0
- 2011, Maj24 - 0
- 2011, Kwiecień19 - 0
- 2011, Marzec18 - 0
- 2011, Luty3 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Z sakwami
Dystans całkowity: | 13795.60 km (w terenie 156.00 km; 1.13%) |
Czas w ruchu: | 733:23 |
Średnia prędkość: | 18.81 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.52 km/h |
Suma podjazdów: | 125976 m |
Liczba aktywności: | 121 |
Średnio na aktywność: | 114.01 km i 6h 03m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
110.42 km
0.00 km teren
06:38 h
16.65 km/h:
Maks. pr.:68.26 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1460 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka
Passo dello Stelvio 2012 - dzień 11.
Środa, 25 lipca 2012 · dodano: 24.08.2012 | Komentarze 8
Po ciężkim poprzednim dniu chciałoby się trochę dłużej pospać, ale trzeba jechać dalej. Wyjeżdżamy już po 8:00. Pogoda nie wróży nic dobrego. Niebo całkowicie zachmurzone i lekka mżawka. Już po chwili okazuje się, że poprzedniego dnia idealnie wybraliśmy miejsce na nocleg – tuż przed kolejną przełęczą. Podjazd nie jest długi, bo ma tylko 5 km, ale po wczorajszej wspinaczce nogi odmawiają posłuszeństwa i jedzie się okropnie ciężko. Wysiłek wynagradza jednak bardzo szybki zjazd. Dojeżdżamy do Lienz, gdzie udajemy się na zakupy, po których żegna się z nami Łukasz. Postanawia wrócić do domu, bo nie widzi sensu w dalszej jeździe po górach. My nie zmieniamy swojego planu i jedziemy w stronę Włoch. Tuż za miastem wjeżdżamy na Drauradweg. Ścieżka biegnie cały czas lekko pod górę wzdłuż rzeki. W przeciwnym kierunku pędzą duże grupy Włochów, którzy cały czas coś wykrzykują i dzwonią swoimi dzwonkami. Wygląda na to, że wszyscy jadą z jakiejś wypożyczalni, ponieważ mają identyczne rowery. Mimo drobnego podjazdu jedzie się przyjemnie. Cały czas marzymy o wjeździe do słonecznej Italii i faktycznie, im bliżej granicy, tym pogoda robi się coraz lepsza. Jeszcze w Austrii robimy pranie, w nadziei, że słońce nam je szybko wysuszy. Wreszcie docieramy do granicy. Zdjęcie pod tabliczką i Italia przywitała nas... deszczem. Na szczęście była to tylko przelotna ulewa i po chwili możemy jechać dalej w kierunku Dobiacco. Tam zjeżdżamy na ścieżkę rowerową do Cortiny. Jest ona jednak szutrowa i ciężko się nam jedzie. Szybko wracamy na normalną drogę, na której na szczęście nie ma dużego ruchu. Mimo to dalej jedzie się okropnie. Już zacząłem wyzywać się od słabeuszy, sprawdzałem, czy hamulce mi nie haczą o koło. Jechałem płaską drogą, a nie byłem w stanie przekroczyć 14-16 km/h. Po jakimś czasie zrozumiałem co się działo. Dojechałem do tabliczki z oznakowaniem przełęczy 1530 m n.p.m. Trochę podniosło mnie to na duchu. Tam też zaczął się piękny zjazd do Cortiny d'Ampezzo. Byłem tam kiedyś w zimie, ale teraz wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Samo miasteczko bardzo urokliwe, położone w dolinie między górami. Przed nami była kolejna przełęcz i nie mieliśmy siły już jej pokonać tego dnia. Ruszyliśmy kawałek w górę, aby poszukać noclegu. Pojawił się jednak problem, ponieważ wszyscy mówili tylko po włosku. Wreszcie znaleźliśmy kogoś znającego kilka słów po niemiecku, ale zaoferował nam tylko pokój do wynajęcia. Nie mieliśmy czasu ani siły, aby szukać dalej. Postanowiliśmy zjechać kilka kilometrów z powrotem do Cortiny i noc spędzić na campingu. Było dość drogo, bo 12 euro za osobę.
Po pięknym dniu znowu pada© Majorus

Kolejna tabliczka do kolekcji© Majorus

Tauernradweg© Majorus

W stronę słonecznej Italii© Majorus

Kolejna idealna ścieżka© Majorus

Kolejny kraj na naszej drodze© Majorus

W drodze do Cortiny© Majorus

Piękne jeziorko© Majorus

Widoki piękne, ale jedzie się fatalnie© Majorus

Już wiem, czemu było tak ciężko© Majorus

Przepiękny zjazd© Majorus

Wjeżdżamy do Cortiny© Majorus

Centrum miasta© Majorus
Kategoria Passo dello Stelvio 2012, Z sakwami
Dane wyjazdu:
77.49 km
0.00 km teren
05:28 h
14.17 km/h:
Maks. pr.:61.27 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2080 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka
Passo dello Stelvio 2012 - dzień 10.
Wtorek, 24 lipca 2012 · dodano: 23.08.2012 | Komentarze 2
W nocy obudziła mnie straszna wichura. Wiatr wiał bardzo mocno, miałem wrażenie, że za moment odlecimy razem z namiotem i wszystkimi rzeczami. Rano jednak nie było śladu po wietrze, za to zapowiadał się piękny dzień. Ktoś jednak nad nami czuwał i pogoda poprawiła się w najlepszym z możliwych momentów. Szybko się zbieramy i o 8:00 już jedziemy ścieżką w stronę skrętu na Hochtor. Czasem trafi się kawałek szuterku, ale jedzie się dobrze. Po 10 km zjeżdżamy na Hochalpenstrasse. Góry widoczne przed nami budzą respekt. Początkowo jest lekko pod górę, jednak jedziemy bardzo spokojnie, żeby niepotrzebnie nie tracić sił. Z każdym kolejnym kilometrem nachylenie się zwiększa. W końcu dojeżdżamy do właściwego początku podjazdu na przełęcz. Samochody ustawiają się w kolejce do kas, przejazd kosztuje ponad 20 euro. Motocykliści i rowerzyści jadą za darmo. Wykorzystując chwilę oczekiwania na Łukasza korzystamy z łazienki, robimy pranie, jemy drugie śniadanie i uzupełniamy braki wody. Po kilku minutach przyjeżdża Łukasz i mówi mi, ze zawraca do poprzedniej miejscowości, ponieważ zepsuł mu się rower. Informuję o tym Olka i razem dopytujemy się co się stało. Okazuje się, że ten zepsuty rower to tylko pęknięta linka od tylnej przerzutki. Olek ma zapas i po 5 minutach rower jest sprawny. Podobno przerzutka chodzi lepiej niż wcześniej. Ostatnie zdjęcia przed podjazdem i ruszamy. Widok pierwszego znaku z długością podjazdu i nachyleniem przyprawia o ból nóg. Nie zrażamy się jednak i chętnie ruszamy na szczyt. Drogą ciągną tłumy rowerzystów. Większość na karbonowych kolarkach, tylko my męczymy się z sakwami. Wzbudzamy jednak podziw wśród wszystkich. Często zwalniają trochę przy nas, dopingują, wypytują o trasę i wyrażają podziw, że pchamy się w górę z bagażem. Nigdy w życiu nie wyprzedziło mnie tylu ludzi na rowerach. Mnie też się udało wyprzedzić na chwilę jedną parę na kolarkach, jednak dogonili mnie podczas jednego z wielu postojów. Im wyżej jesteśmy, tym widoki stają się piękniejsze. Pogoda dopisuje, jest bezchmurne niebo. Często można zobaczyć tabliczki z podaną wysokością nad poziomem morza. Mnie to pomagało, ponieważ zajmowałem sobie myśli liczeniem ile już przejechałem i ile jeszcze zostało. Na trasie robię niezliczoną ilość odstępów by odpocząć i zrobić zdjęcia. Zawsze znajdzie się ktoś na rowerze, kto chętnie cyknie nam fotkę. Pierwszy i właściwie jedyny poważniejszy kryzys mam na ok. 2100 m n.p.m. Muszę się zatrzymać i zjeść kilka bułek, bo nie jestem w stanie jechać dalej. Po posiłku jedzie się zdecydowanie lepiej. Docieram na 2439 m i jestem strasznie dumny z siebie. Wydaje mi się, że już tak blisko końca. Spotykam Austriaczkę, którą widziałem parę razy podczas podjazdu. Wraz ze znajomymi bije mi brawo i chętnie robi kilka zdjęć. Ubieram się cieplej i czekam na Ola. Nigdzie nie widać jednak upragnionej tabliczki z napisem Hochtor. Po chwili dociera do nas prawdziwe okrucieństwo tej góry. Okazuje się, że trzeba zjechać ok. 3 km w dół i dopiero rozpocząć podjazd na szczyt. Jesteśmy załamani, ale nie ma wyjścia, trzeba jechać. Ostatnie metry do istna droga przez mękę. W nogach mamy cały podjazd, a dodatkowo wieje bardzo silny wiatr w twarz. Ostatkiem sił docieramy do tunelu. Dalej nigdzie nie ma tabliczki i spodziewamy się kolejnej niemiłej niespodzianki. Jednak wystarczy przejechać kawałek przez tunel i wreszcie jest: Hochtor 2504 m n.p.m. Momentalnie zapominamy o zmęczeniu. Jesteśmy strasznie dumni z siebie. Wkładamy na siebie wszystkie ciepłe rzeczy i czekamy na Łukasza, który dociera dopiero po ponad godzinie. Cieszymy się, że teraz już tylko droga w dół. Na początku zjazdu zaczyna padać, jednak szybko się rozpogadza. Jedziemy sobie szybko w dół, a tu nagle przed nami 500 m podjazdu. Nie wiem skąd mieliśmy siłę, żeby to podjechać, ale udało się. Po zjeździe robimy zakupy i ruszamy dalej. Droga prowadzi cały czas w dół, ale pora szukać noclegu. Trafiamy na świetny kibel przydrożny i nocleg znajdujemy przy pensjonacie w ogródku po drugiej stronie rzeki.
Oznakowanie wciąż świetne© Majorus

W oddali widać śnieg© Majorus

Początek drogi na przełęcz© Majorus

Jeszcze zadowolony i wypoczęty© Majorus

3, 2, 1, start!© Majorus

Na sam widok bolą nogi© Majorus

Początek jedzie mi się dobrze© Majorus

Zaczynają się agrafki© Majorus

Już tyle jadę, a ciągle jestem tak nisko© Majorus

Wszyscy na kolarkach, tylko my z sakwami© Majorus

Trzeba uważać na świstaki© Majorus

Czasem warto się obejrzeć© Majorus

Budowniczowie mieli rozmach© Majorus

Dobrze, że nie mam lęku wysokości© Majorus

Widoki coraz piękniejsze© Majorus

Tak blisko, a tak daleko, postój na fąłszywym szczycie© Majorus

Jeszcze tylko kawałek w dół, potem w górę i jesteśmy© Majorus

Ostatnie metry podjazdu© Majorus

Wreszcie jest!© Majorus

Rzut oka na zjazd© Majorus

Nocleg obok pensjonatu© Majorus
Kategoria Passo dello Stelvio 2012, Z sakwami
Dane wyjazdu:
126.00 km
0.00 km teren
06:51 h
18.39 km/h:
Maks. pr.:51.58 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1440 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka
Passo dello Stelvio 2012 - dzień 9.
Poniedziałek, 23 lipca 2012 · dodano: 23.08.2012 | Komentarze 0
Pierwszy raz od dawna nie budzą nas odgłosy deszczu. Wychylam głowę z namiotu i jestem pod wrażeniem. Świeci piękne słońce, a moim oczom ukazuje się piękny widok. Aż chce się szybko zebrać i ruszyć na rower. Ten dzień miał być dla mnie dość szczególny, ponieważ mieliśmy przejechać przez liczne kurorty narciarskie, w których byłem w poprzednich latach na nartach. Do śniadania dostajemy herbatę od naszych gospodarzy. Żegnamy się z nimi i ruszamy w drogę. Szybko orientujemy się, że cały dzień będziemy mieli piękną pogodę i wiatr w plecy. Cały czas jedziemy Ennstalradweg. Czasami trafiają się szutrowe fragmenty. Z każdą minutą robi się cieplej, a widoki zapierają dech w piersiach. W Schladming robimy większe zakupy. Wszystko wygląda zupełnie inaczej niż w zimie, jest bardzo zielono. Udaje mi się rozpoznać kilka budynków. Na każdej górze widać wytyczone trasy narciarskie. Zaczynam troszkę tęsknić za jazdą na nartach. Przejeżdżamy przez typowe alpejskie wioski. Kawałek za Wagrain trafiamy na świetny 10 km zjazd do St. Johan. Tam tez zjeżdżamy na inną ścieżkę – Tauernradweg. Jest ona troszkę gorzej oznakowana niż poprzednie i często mamy problem ze znalezieniem właściwej trasy. Zjeżdżamy na główną i niedawno zbudowaną drogę. Na szczęście szybko trafiamy na starą i już rzadko używaną drogę. Łukasz nie zauważa zjazdu i powoduje dość spory korek na nowej trasie. Chcemy dojechać jak najdalej, aby następnego dnia mieć blisko do podjazdu na Hochtor. Dzięki korzystnemu wiatrowi było to wykonalne. Nocleg znajdujemy w Taxenbachu. Już pierwsza próba była zakończona powodzeniem i możemy rozbić namioty w ogródku obok sporego pensjonatu. Musieliśmy wzbudzić spore zainteresowanie naszym przejazdem przez wioskę, ponieważ po chwili zbiera się cała gromadka dzieci, która ogląda nas z oddali. Po chwili trochę się ośmieliły i podeszły bliżej, obserwując z uwagą każdy nasz ruch. Zniknęły tak nagle, jak się pojawiły.
Poranny widok z namiotu© Majorus

Aż chce się jechać dalej!© Majorus

Taką ścieżką to ja moge jechać© Majorus

Typowa alpejska wioska© Majorus

Tu jeździłem na nartach© Majorus

Dachstein góruje nad okolicą© Majorus

Ścieżka poprowadzona idealnie, a w oddali trasy zjazdowe© Majorus

Kiedy takie ścieżki będą w Polsce?© Majorus

Trochę słońca i każdy jest zadowolony© Majorus

Cały czas jedziemy doliną© Majorus

Robi się bardzo ciepło© Majorus

Rzeka w St. Johan© Majorus

Obozowisko przy pensjonacie© Majorus
Kategoria Passo dello Stelvio 2012, Z sakwami
Dane wyjazdu:
110.37 km
0.00 km teren
06:22 h
17.34 km/h:
Maks. pr.:63.34 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1770 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka
Passo dello Stelvio 2012 - dzień 8.
Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 22.08.2012 | Komentarze 0
Rano wstajemy i dla odmiany... pada deszcz. Decydujemy się poleżeć trochę dłużej w namiotach i dopiero o 8:00 zaczynamy się zwijać. O 9:00 już jesteśmy w drodze. Początkowo ścieżka bardzo mi się podoba. Prowadzi zboczem góry wzdłuż rzeki Enns. Z biegiem czasu staje się jednak bardzo męcząca. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ciągłe krótkie, ale bardzo strome podjazdy i zjazdy. Co chwilę nabieramy trochę wysokości, by za moment znowu zjechać w dół. Z jednej strony jedzie się bardzo dobrze, bo nie ma ruchu samochodowego, ale z drugiej taka jazda szybko powoduje ból nóg i narastające zmęczenie. Rozumiemy dlaczego profil tej ścieżki został określony przez Austriaków jako sportowy. Decydujemy się przejechać na drugą stronę rzeki, gdzie biegnie świetna krajówka, która została poprowadzona w bardziej przemyślany sposób i jest w miarę płaska. Ruch też jest niewielki. Robimy sobie przerwę na jedzenie na jednym z wielu Rastplatzów. Podczas postoju dopada nas krótka ulewa. Chcemy skrócić sobie trochę drogę i zjeżdżamy z głównej drogi. W St. Gallen uzupełniamy zapasy wody w źródełku i ładuję sobie przez chwilę telefon, który z niewyjaśnionych powodów rozładował mi się w jedną noc. Zaczynamy podjazd na pierwszą austriacką przełęcz Buchauer Sattel 861 m n.p.m. Podczas podjazdu znowu zaczyna padać. Przed zjazdem ubieram się w cieplejsze rzeczy i była to bardzo dobra decyzja. Na zjeździe jest dużo długich prostych, na których można trochę poszaleć. Wychodzi również słońce odsłaniając nam pierwsze alpejskie szczyty. Szybko docieramy do Liezen, gdzie ponownie wracamy na ścieżkę rowerową. Jednak z powodu dużych opadów deszczu często na naszej drodze pojawiają się mniejsze lub większe jeziora. Duże obszary są podtopione. Kawałek za miastem szukamy noclegu. Udaje się dość szybko. Starsza pani pyta się syna czy możemy się rozbić w ogródku i już za kilka chwil nasze namioty stoją na dość małym placyku pod orzechem. Syn wydawał się jednak być mało gościnny. Po chwili gdzieś pojechał, a matka od razu przybiegła i przyniosła nam herbatę. Za moment zjawił się jej mąż i zaczął ze mną rozmowę po niemiecku. Zaprosił nas do domu na pyszną zupę. Chętnie zjedliśmy po 2 talerze. W międzyczasie opowiadał nam (chociaż i tak tylko jak go rozumiałem) o swojej przeszłości. Pokazywał zdjęcia ze swoich lotów szybowcem i mówił o pracy przy budowie autostrady w Czechach. Po posiłku wyciągnął wielką walizkę obklejoną naklejkami i wyciągnął mapy wszystkich krajów, przez które wiodła nasza trasa. Musieliśmy mu pokazać dokładnie którędy będziemy jechać, co było dość trudne, ponieważ na jego mapach ciągle była Czechosłowacja, Jugosławia itd. Mogliśmy również skorzystać z łazienki i naładować elektronikę.
Duży ten scyzoryk© Majorus

Jeden z wielu podjazdów© Majorus

Oznakowanie wciąż idealne© Majorus

Brudna rzeka Enns© Majorus

Ścieżka malownicza, ale mecząca© Majorus

Przerwa na jedzenie© Majorus

Rynek w St. Gallen© Majorus

Uzupełniam braki energii© Majorus

Pojawiają się pierwsze szczyty© Majorus

Przełęcz zdobyta© Majorus

Czasem warto się zatrzymać i obejrzeć© Majorus

Wracamy na ścieżkę© Majorus

Chyba nie przejedziemy...© Majorus

Mało miejsca, ale jest jedzenie :)© Majorus
Kategoria Passo dello Stelvio 2012, Z sakwami
Dane wyjazdu:
130.52 km
0.00 km teren
07:09 h
18.25 km/h:
Maks. pr.:55.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:980 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka
Passo dello Stelvio 2012 - dzień 7.
Sobota, 21 lipca 2012 · dodano: 21.08.2012 | Komentarze 1
W nocy kilka razy budzą nas odgłosy deszczu. Wstajemy zatem pół godziny później, ponieważ nie ma sensu się nigdzie pchać w ulewę, tym bardziej, że mamy dach nad głową. Około 9:00 przestaje padać i ruszamy w drogę. Dość szybko Łukasz łapie gumę. Pogoda nie zachęca do jazdy – jest zimno i co chwile kropi. Dodatkowo jazda nad Dunajem zaczyna nas już troszkę nudzić. Cały czas tylko rzeka, drzewa i pola kukurydzy. W Wallsee zostaliśmy zmuszeni do zrobienia krótkiego postoju, ponieważ droga była zamknięta ze względu na rozgrywany w mieście triathlon. Na szczęście była to już końcówka zawodów i nie musieliśmy czekać długo. Docieramy do miasteczka Enns, gdzie robimy duże zakupy, ponieważ następnego dnia wszystkie sklepy będą zamknięte (niedziela). Tam też opuszczamy Dunaj, z którym spotkamy się ponownie dopiero za prawie 3 tygodnie. Wjeżdżamy na kolejną ścieżkę rowerową, tym razem Ennstalradweg. Jest ona zdecydowanie mniej monotonna, mimo że też biegnie nad rzeką. Częściej jednak przecina malownicze wioski, które zachwycają nas szczególną czystością i charakterystyczną Austriacką dokładnością. Pojawiają się też pojedyncze pagórki. Pod wieczór wyraźnie poprawia się pogoda, robi się ciepło i słonecznie. W Steyr jednak gubimy drogę. Nie chce się nam wracać 3 km po płaskim i decydujemy się przejechać na skróty przez górę. Jak to zwykle bywa ze skrótami, zajmuje nam to bardzo dużo czasu. Podjazd nie jest jakoś bardzo długi, ale za to strasznie stromy i pokonywany w pełnym słońcu. Na górze chwilę czekamy na Łukasza, który prowadził rower. Zjeżdżamy do doliny i wracamy na ścieżkę. Zajeżdżamy do wielkiego domu otoczonego polami i próbujemy znaleźć nocleg. Ze środka wychodzi jakaś starsza pani i przez 10 minut coś do mnie mówi. Właściwie nic nie zrozumiałem z jej monologu, ale starałem się zachować pozory, że wszystko rozumiem. Dowiedziałem się tylko, że nie możemy się rozbić koło domu i musimy jechać dalej. Następna próba zakończyła się sukcesem. Mogliśmy rozbić się w ogródku, a dodatkowo dostaliśmy kilka jabłek, wielki baniak z wodą i dobre austriackie piwo.
W oczekiwaniu na poprawę pogody© Majorus

Znowu pada...© Majorus

Pojawiają się pagórki© Majorus

Poziom wody jest bardzo wysoki© Majorus

Nad Dunajem ciężko się zgubić© Majorus

Dla odmiany pole kukurydzy© Majorus

Mijamy piękne wioski© Majorus

Robimy zakupy na 2 dni© Majorus

Ten podjazd kosztował nas trochę sił© Majorus

Wieczorne gotowanie© Majorus

Nocleg u miłego Austriaka© Majorus
Kategoria Passo dello Stelvio 2012, Z sakwami
Dane wyjazdu:
112.27 km
0.00 km teren
06:20 h
17.73 km/h:
Maks. pr.:35.83 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:310 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka
Passo dello Stelvio 2012 - dzień 6.
Piątek, 20 lipca 2012 · dodano: 21.08.2012 | Komentarze 0
Rano budzimy się już standardowo o 7:00. Pogoda nie zachęca szczególnie do jazdy. Niebo jest mocno zachmurzone. Szybko się jednak zwijamy i o 8:30 ruszamy w drogę. Zaczyna się właściwa część ścieżki naddunajskiej. Szybko dojeżdżamy do miasta Tulln, które jest mi dobrze znane, ponieważ co roku przejeżdżam przez nie w drodze na narty do Austrii. Nigdy jednak nie myślałem, że kiedyś dotrę tam na rowerze. Ścieżka początkowo jest dość monotonna. Cały czas wiedzie nad brzegiem Dunaju i tylko od czasu do czasu odbija trochę w bok w kierunku pól kukurydzy i małych wiosek. Ruch na trasie dość spory. W kierunku Wiednia ciągną całe tłumy rowerzystów i już po kilku minutach boli głowa od ciągłego pozdrawiania a powtarzanie „halo” zaczyna powoli nużyć. Po 60 km decydujemy się przejechać na drugą stronę rzeki i wjechać do miejscowości Krems. Tam też robimy zakupy i mamy przerwę na jedzenie. Za miastem zmienia się krajobraz. Dookoła pojawiają się małe pagórki, a ścieżka prowadzi przez liczne winnice. Plantacje winogron są rozdzielone małymi, klimatycznymi wioskami, przez które również przejeżdżamy. Cały ten region słynie z moreli. W wioskach można kupić morele w każdej postaci. Korzystamy z okazji jaką stwarzają przydrożne sady i zrywamy sobie kilka owoców. Kawałek dalej zaczyna padać. Deszcz przeczekujemy za jedną z wiosek pod drzewami z pięknym widokiem na rzekę. Powoli zaczynamy się przyzwyczajać do codziennych opadów. Po chwili ruszamy dalej, jednak za moment znowu mamy przerwę, bo Olo łapie gumę. Szybka wymiana i dojeżdżamy do Melku. Za miastem zaczynamy szukać noclegu. Początkowo nic nie udaje się znaleźć. Sytuację pogarsza padający deszcz. Wreszcie jedna kobieta pozwala się nam rozbić na polu koło jej domu. W tym momencie ulewa się wzmaga. Uwijamy się jak w ukropie, żeby nie zmoczyło nam sypialni w namiocie. Gdy już się rozbiliśmy przychodzi gospodyni i oferuje nam nocleg w szopie. Zgadzamy się od razu. Biegiem przenosimy namioty i wszystkie rzeczy we wskazane miejsce. Szopa jest ogromna. Znajduje się w niej bardzo dużo dziwnych maszyn, których zastosowania nie możemy się domyślić. Oprócz tego stoi ciągnik, kilka motorów i pełno rowerów. Mamy możliwość wysuszenia przemoczonych ubrań i podładowania elektroniki. Po chwili przychodzi do nas jakiś mężczyzna z koszem, w którym są 3 termosy z herbatą i butelka domowej roboty „Medizin”, którą wieczorem chętnie opróżniamy z Olem. Dodatkowo mamy dostęp do prysznica przy saunie w domu naszych gospodarzy.
Jeden z wielu pomników w Tulln© Majorus

Ten most dobrze pamietam z zimowych wyjazdów© Majorus

Chwila przerwy nad Dunajem© Majorus

Jedno z nielicznych wspólnych zdjęć© Majorus

Takich wiosek było bardzo dużo© Majorus

Dunaj ciągle z nami© Majorus

Pojawiają się pierwsze winnice© Majorus

Kilka udało się zerwać, były przepyszne© Majorus

Znowu pada...© Majorus

Pałac w Melku© Majorus

Komfortowe warunki w szopie© Majorus

Jedzenie i buteleczka Medizin© Majorus

Miałem wielką ochotę na nim pojeździć© Majorus

Szopa była faktycznie duża© Majorus
Kategoria Passo dello Stelvio 2012, Z sakwami
Dane wyjazdu:
102.21 km
0.00 km teren
06:08 h
16.66 km/h:
Maks. pr.:51.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:520 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka
Passo dello Stelvio 2012 - dzień 5.
Czwartek, 19 lipca 2012 · dodano: 20.08.2012 | Komentarze 1
Rano o 7:00 budzą nas krzyki, które na szczęście nie są skierowane w naszą stronę. Szybko jemy śniadanie i w efekcie już o 8:20 jedziemy drogą w stronę Wiednia. Duży ruch i przeszkadzający wiatr skutecznie utrudniają jazdę. Z Olem próbujemy skręcić na ścieżkę rowerową, jednak nie jest napisane dokąd ona prowadzi i niepotrzebnie nadkładamy trochę kilometrów odjeżdżając od głównej drogi. Po drodze zatrzymujemy się i robimy pierwsze pranie na wyprawie. Z każdą godziną robi się coraz cieplej i upał zaczyna powoli mocno doskwierać. Wiemy, że droga, którą jedziemy przed Wiedniem zmienia się w autostradę, ale udaje się nam wjechać na starą krajówkę nr 7. Droga jest całkowicie pusta i jedzie się bardzo przyjemnie. Przed stolicą trafiamy na ścieżkę rowerową. Do miasta wjeżdżamy specjalnym mostem przeznaczonym tylko dla rowerzystów. Całe miasto jest świetne do zwiedzania na rowerze. Świetna infrastruktura, masa ścieżek i doskonałe oznakowanie bardzo ułatwiają poruszanie się po mieście. Początkowo udajemy się do jednego z wielu parków, gdzie robimy dość długą przerwę i przeczekujemy największy upał. Mamy plan Wiednia i łatwo ustalamy trasę zwiedzania. Przejeżdżamy od jednego budynku do drugiego i odwiedzamy większość głównych atrakcji Wiednia. W mieście spędzamy około 3-4 godziny. Wyjeżdżając ze stolicy szybko trafiamy na ścieżkę nad Dunajem, którą od tego miejsca pojedziemy ponad 200 km. Robimy zakupy w Hoferze i tam dopada nas straszna ulewa, którą przeczekujemy pod dachem. Pada dosyć długo, ale wreszcie ruszamy dalej i zaczynamy szukać noclegu. W pierwszym domu gospodarz odmawia ze względu na małe dziecko jednak wyciąga rower i każe mi jechać za nim. Po 400 m zatrzymujemy się przed domem i wychodzi do nas starszy pan. Po chwili zastanowienia on też wsiada na rower i zaprowadza nas do domków działkowych. Pozwala nam rozbić namioty obok pustego domku. Pokazuje nam gdzie jest łazienka. Mamy dostęp do prysznica, a wieczorem chowamy się pod domkiem przed deszczem.
Pusta krajówka w stronę Wiednia© Majorus

Suszenie prania© Majorus

Most tylko dla rowerzystów, obok zwykła droga© Majorus

Opera w Wiedniu© Majorus

Pod pałacem© Majorus

Ogrody w Wiedniu© Majorus

Charakterystyczny budynek parlamentu© Majorus

Wiedeński teatr© Majorus

Centrum Wiednia© Majorus

Katedra św. Stefana© Majorus

Charakterystyczne lwy przy wyjeździe z Wiednia© Majorus

Po ulewie pojawiła się świetna tęcza© Majorus

Obok tego domku rozstawiliśmy namioty© Majorus
Kategoria Passo dello Stelvio 2012, Z sakwami
Dane wyjazdu:
151.21 km
0.00 km teren
08:08 h
18.59 km/h:
Maks. pr.:50.63 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:990 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka
Passo dello Stelvio 2012 - dzień 4.
Środa, 18 lipca 2012 · dodano: 19.08.2012 | Komentarze 1
Rano budzimy się o 7:00. Niebo całkowicie zachmurzone i w każdej chwili może zacząć padać. Mamy jednak nadzieję, że będziemy mieć trochę więcej szczęście niż wczoraj. Szybko jemy śniadanie, zwijamy namioty, pakujemy wszystkie rzeczy i o 8:30 ruszamy w drogę. Na początek mamy do pokonania dość stromy i długi podjazd do Hartinkova. Na trasie są wymalowane różne znaki, które świadczą, że jedziemy trasą jakiegoś wyścigu. Pierwszy przekraczam linię premii górskiej i jakiś czas czekam na chłopaków. Początkowo droga jest bardzo pagórkowata. Krótkie 12% podjazdy są na porządku dziennym. Cały czas jedziemy góra-dół. Przejeżdżamy przez liczne malownicze wioski i pola słoneczników. Postanawiamy ominąć Brno, jednak w Blansku źle skręcamy i musimy nadrobić trochę drogi, a dodatkowo pokonać przełęcz. Na niektórych pagórkach Łukasz ma spore problemy i musi pchać rower ze względu na źle przystosowane do wyjazdu w góry przełożenia. Za jednym 14% podjazdem robię przerwę i po chwili dociera do mnie Olo. Czekamy na Łukasza, ale po paru minutach zaczynamy się niepokoić, ponieważ nigdzie go nie widać. Próbujemy się do niego dodzwonić, ale nie odbiera telefonu. Czekamy już ponad pól godziny i jesteśmy pewni, że musiał pojechać inną drogą. Prawie po godzinie wreszcie odbiera telefon i okazuje się, że już wjechał do Brna, czyli ma nad nami ok. 20km przewagi. Umawiamy się, że poczeka na nas we wsi za Brnem. Nie tracąc dalej czasu na szukanie objazdu miasta wjeżdżamy na świetną ścieżkę w kierunku Brna. Co prawda jest ona szutrowa, ale nawet z sakwami jedzie się bardzo dobrze. Ze wzgórza roztacza się piękna panorama miasta. Wjeżdżamy do centrum w godzinach szczytu. Jest straszny ruch i jedzie się okropnie. Staramy się jak najkrótszą drogą wyjechać z miasta. Za Brnem zjeżdżamy z głównej drogi i przemierzamy małe wioski i plantacje winogron. Robi się bardzo ładna pogoda, słońce mocno grzeje. Dojeżdżamy do wsi, w której byliśmy umówieni z Łukaszem. Dopiero za którymś razem udaje się nam do niego dodzwonić. Okazuje się, że postanowił sam pojechać dalej i jest już w Mikulovie. Trochę nas to zdenerwowało, bo mieliśmy już przejechane 130km i nie bardzo chciało się nam jechać dalej. Wsiadamy jednak na rowery i główną drogą jedziemy w stronę granicy. Droga jest dość ruchliwa, ale ma szerokie pobocze. Po drodze mijamy kilka ładnych stawów i po jakimś czasie dojeżdżamy do Mikulova, gdzie wydajemy resztę koron. Przekraczamy granicę z Austrią i zaczynamy szukać noclegu. Pierwszy raz mam szansę spróbować dogadać się po niemiecku. W miasteczku się nie udaje, więc wyjeżdżamy z niego i kierujemy się w stronę lasu. Tam spotykamy mężczyznę, który mówi, że tutaj niebezpiecznie jest spać ze względu na myśliwych. Wysyła nas na drugą stronę drogi, gdzie rozbijamy się na wzgórzu tuż obok plantacji winogron. Robimy kolację, którą popijamy czeskim piwem i szybko kładziemy się spać.
Poranne pakowanie© Majorus

Premia górska© Majorus

Początek trasy był mocno pofalowany© Majorus

Słoneczniki prawie jak na Węgrzech© Majorus

Tutaj faktycznie było stromo© Majorus

Takich wiosek mijaliśmy sporo.© Majorus

Ruchliwa, ale ładna droga do Mikulova© Majorus

Z zamkiem w Mikulovie© Majorus

Wjeżdżamy do Austrii© Majorus

Nocleg wśród winogron© Majorus

Trzeba uzupełnić płyny© Majorus
#lat=49.227398510333&lng=16.67916&zoom=9&maptype=ts_terrain
Kategoria Passo dello Stelvio 2012, Z sakwami
Dane wyjazdu:
91.96 km
0.00 km teren
04:46 h
19.29 km/h:
Maks. pr.:48.82 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:830 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka
Passo dello Stelvio 2012 - dzień 3.
Wtorek, 17 lipca 2012 · dodano: 15.08.2012 | Komentarze 0
Budzimy się o 7:00 i od razu słyszymy, że pogoda jest kiepska. Mocno pada deszcz, więc postanawiamy czekać w namiocie na poprawę pogody. Po 2 godzinach bezczynnego siedzenia w namiocie zaczynam się już trochę denerwować. Wraz z Olem idziemy do kuchni campingowej i tam studiujemy mapy oraz co chwilę spoglądamy w niebo. Wygląda na to, że zaczyna się lekko przejaśniać. Cały czas jednak jest lekka mżawka. Decydujemy się jeszcze trochę poczekać. Po jakimś czasie przestaje padać i po 11:00 ruszamy w kierunku Jesenika. W mieście robimy zakupy (m.in 750g choco cremu :)). Zaczynamy podjazd na pierwszą większą przełęcz na naszej trasie Cervenohorske Sedlo 1013 m n.p.m. Początek jest bardzo łagodny i jedzie się bardzo dobrze. Szybko jednak zaczyna padać. Początkowo jest to mała mżawka, więc jadę dalej. Za chwilę zaczyna się prawdziwa ulewa. Po chwili jestem całkowicie przemoczony. Decyduję się zatrzymać w lesie i trochę przeczekać pod drzewami. Za moment dociera do mnie Olo. Razem dość długo chronimy się w lesie. Robi się bardzo zimno. Gdy trochę przestaje padać ruszamy dalej i okazuje się, że 200m za naszą kryjówką była porządna i sucha wiata. W niej czekamy na Łukasza i robimy kanapki. Ruszamy dalej i w końcu docieramy na nasz pierwszy szczyt. Kilka zdjęć i ruszamy w dół. Na zjeździe jest bardzo zimno. Zaczyna się kolejna ulewa, którą przeczekujemy na malutkiej stacji kolejowej. Mimo wielu warstw ubrań trzęsiemy się z zimna. Spędzamy tam dość dużo czasu oczekując na poprawę pogody. Po jakimś czasie zaczyna się przejaśniać i ruszamy. Z każdym kilometrem pogoda się poprawia i po jakimś czasie robi się bardzo ciepło i świeci piękne słońce. Decydujemy się jechać dalej. Wieczorem zjeżdżamy z głównej drogi i wjeżdżamy w piękną dolinkę. Tam postanawiamy rozbić namioty na wielkim polu. Nasz pierwszy nocleg na dziko.
Przed podjazdem na przełęcz© Majorus

W dolinie świeci słońce, a u nas pada© Majorus

Pierwsza przełęcz zdobyta© Majorus

Pogoda zdecydowanie się poprawia© Majorus

Pagórki za Mohelnicami© Majorus

Wjeżdżamy w piękną dolinę© Majorus

Zamek koło Bouzova© Majorus

Zbliżenie na zamek© Majorus

Nocleg na polu© Majorus
#lat=49.96395539764&lng=17.02259&zoom=10&maptype=ts_terrain
Kategoria Passo dello Stelvio 2012, Z sakwami
Dane wyjazdu:
81.48 km
0.00 km teren
04:15 h
19.17 km/h:
Maks. pr.:51.58 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:590 m
Kalorie: kcal
Rower:Meridka
Passo dello Stelvio 2012 - dzień 2.
Poniedziałek, 16 lipca 2012 · dodano: 14.08.2012 | Komentarze 6
Rano budzimy się wcześnie, bo już o 7:00. Śniadanie tak samo obfite jak wczorajsza kolacja. Dostajemy pyszną jajecznicę. Cały stół jest zastawiony chlebem, szynką, serem, pomidorami, ogórkami i wszystkim, co tylko moglibyśmy sobie wymarzyć. Jemy z wielkim apetytem. Robimy sobie wspólne zdjęcie z gospodarzem i zaczynamy się pakować. Cały czas towarzyszą nam 2 małe kotki. Ciężko nam opuścić ten dom, w którym zostaliśmy tak świetnie przyjęci. Wyjeżdżamy o 8:30. Bezchmurne niebo sprawia, że mamy bardzo dobre humory. Dość szybko docieramy do Ziębic, gdzie robimy pierwsze zakupy. Tam tez dopada nas pierwsza tego dnia ulewa, którą przeczekujemy pod marketem. Szybko jednak przechodzi i możemy ruszyć w dalszą drogę. Nie udaje się nam daleko zajechać. W ostatniej chwili chowamy się w klatce schodowej przydrożnego domu i przeczekujemy burzę. Po chwili już kręcimy dalej. W Paczkowie zatrzymujemy się na stacji na krótki posiłek. Okazuje się to być dobrą decyzją, ponieważ znowu zaczyna padać, a my przynajmniej mamy się gdzie schować. Za moment ruszamy w stronę granic z Czechami. Widzimy kolejną ulewę zmierzającą w naszym kierunku. Krótki postój na granicy i pędzimy ile sił w nogach do pobliskiej wioski, gdzie chowamy się w restauracji przed kolejną tego dnia ulewą. Ten ciągły deszcz dość mocno nas denerwuje. Ruszamy dalej, ale znowu zaczyna padać. W Javorniku przeczekujemy deszcz na przystanku autobusowym. Tego dnia nie było nam dane zajechać daleko. Ledwo przestało padać i ruszyliśmy w drogę dopadała nas kolejna ulewa, dobrze, że przystanki autobusowe są zadaszone :)Pod wieczór pogoda wyraźnie się poprawia i wreszcie możemy jechać spokojnie. Wychodzi nawet słońce. Pokonujemy bardzo fajny podjazd w Vapennej. Decydujemy się spędzić noc na campingu (był dość tani, bo ok 13 zł), ponieważ przed nami jest dość wysoka przełęcz, a dalej zaczyna się park narodowy. Pierwszy raz gotujemy makaron z sosem pomidorowym, który stanie się podstawą naszego wyżywienia przez najbliższy miesiąc.

Poranek w ogrodzie© Majorus

Wspólne zdjęcie z gospodarzem© Majorus

Kotek był bardzo ciekawski© Majorus

Droga do Ziębic© Majorus

Ulewa przeczekana w domu© Majorus

Pierwszy podjazd na trasie© Majorus

Postój na stacji© Majorus

Nasza pierwsza granica© Majorus

Jeden z wielu odwiedzonych przystanków© Majorus

Podjazd w Vapennej© Majorus

Jeszcze moment i będzie gotowe :)© Majorus
#lat=50.436073657913&lng=17.114617402344&zoom=10&maptype=ts_terrain
Kategoria Z sakwami, Passo dello Stelvio 2012